niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 2

Rozchyliłam powieki i od razu zamknęłam je z powrotem. Jęknęłam. Przez okno wpadały promienie słońca - prosto w moją twarz.
-Czas wstawać. - westchnęłam do siebie. Nie spodziewałam się jednak, że ktoś odpowie.
-Taki ładny poranek jest. Spóźnisz się na śniadanie. - odezwał się głos.
Otworzyłam szerzej oczy i szybko usiadłam na brzegu łóżka. Moje współlokatorki jeszcze spały, tylko jedna przekręciła się na drugi bok. Machnęłam różdżką i w powietrzu pojawiły się cyfry.
-6:00 - jęknęłam.
-Pora wstawać!  - powiedział głosik.
-Kto to powiedział ? -spytałam, stając na równe nogi.
-Na stolik spójrz, tępoto jedna. - odezwał się poirytowany.
Obróciłam się w prawo i spojrzałam na mebel. Na blacie stał elf. A raczej elfka. Była trochę wyższa od chochlika. Miała długie, lekko kręcone czerwone włosy. W lewym spiczastym uchu miała 5 kolczyków - 3 na dole i 2 na górze. Cała była ubrana na czarno, włącznie z czarnami butami. Miała blady odcień skóry. Była śliczna.
-Eee... Hej ? - zaczęłam.
-Jeśli już się na mnie napatrzyłaś to pozwól, że się przedstawie. - rzekła, podlatując do łazienki. Poszłam za nią, biorąc ze sobą kosmetyczkę i ubrania.
-Jestem elfem, jak już zauważyłaś i jestem od chwili gdy dołączyłaś do Slytherinu twoją prawą ręką. - oznajmiła. - Pewnie zastanawiasz się czemu tu jestem i czemu wyglądam tak jak ty...- mówiła, podczas gdy umyta i ubrana, czesałam swoje długie czerwone włosy.
-Jesteś z rodu Ignatus'ów i tak jak powinnaś - trafiłaś do Slytherinu. Tylko ty mnie widzisz. Nikt więcej nie może mnie wyczuć,ujrzeć, usłyszeć czy dotknąć. Jestem córką Salazara Slytherina, więc mogłam się pokazać tylko ślizgońce lub ślizgonowi z Twojego rodu. Czekałam aż pojawi się prawowity, czystej krwi potomek mojego ojca. I przybyłaś ty.
- Zaraz, zaraz... Nie jestem żadną jego potomkinią, jestem dzieckiem Tobiasa i Minerwy Ignatus'ów. - przerwałam.
-To ty nie wiesz że Ignatus'owie są prapraprapraprapra...wnukami mojego Ojca ? - zdzwiła się.
- No nie wiem.- przyznałam, idąc z powrotem do dormitorium.
- Opowiem Ci kiedy indziej. A odnośnie tego, czemu jestem twoją kopią, to mogę ci powiedzieć że jestem po prostu kopią ciebie - twojego ciała i duszy. Czyli mamy takie same wredne charakterki.- uśmiechnęła się machając uszami.
Nagle usłyszałałm szelest z lewej strony.
-Dzień dobry. - przywitała się moja współlokatorka.
-Dobry. - mruknęłam w odpowiedzi.
Spojrzałam szybko w lustro i poszłam do Wielkiej Sali na śniadanie.

Pod czas posiłku każdy uczeń dostawał swój rozkład zajęć.
-Co masz pierwsze ? - spytałam, siedzącego obok mnie Zabiniego.
-Starożytne Runy. - odpowiedział, wstając od stołu.
-Ja też. Tylko ... - zaczęłam. - Nie mam pojęcia gdzie jest sala.
-Weź torbę i spotkamy się w pokoju wspólnym. - rzekł, lekko się uśmiechając.
Gdy już gotowała przybyłam na ustalone miejsce, stał tam Zabini z Malfoyem.
-Ignetus ? Co to za nazwisko ? - zakpił Malfoy, patrząc na mnie.
-Na pewno takie samo jak wszystkie inne, tylko bardziej oryginalne. - warknęłam, stając na korytarzu.
Spojrzałam w prawo i ujrzałam elfke.
-Jak ty masz na imię ? - spytałam, rozglądając się wokoło.
-Po prostu Samara. - odpowiedziała.
-Dziwne... - odpowiedziałam.
Gdy chłopcy wreszcie przyszli, ruszyliśmy na Starożytne Runy.

-To wcale nie jest takie trudne. - oznajmiłam gdy szliśmy na Transmutację.
-Łatwo Ci tak mówić. - jęknął Blaise.
-Nie narzekaj. A co ty sądzisz o Starożytnych Runach, Malfoy ? - spytałam się.
-Nawet ciekawe. Raczej się nie przyda w Ministerstwie Magii, ale przyjmują tam wykształconych czarodziejów, więc nie mam wyboru. - odpowiedział, wzruszając ramionami.
-Chcesz zostać pracownikiem w Ministerstwie ? - spytałam, znając odpowiedź.
-Właśnie to powiedziałem. Mój ojciec chce, więc nim zostanę. - prychnął, jednocześnie mrugając do jakiejś dziewczyny.
Spojrzałam na Malfoya z zadumą.
-Nie ma własnego zdania, bo musi słuchać ojca. - pomyślałam. - To dlatego jest taki wkurzający jak wrzód na tyłku.
-Lepiej przyśpieszmy, bo spóźnimy się na Transmutację. - powiedziałam na głos.

-Nareszcie lunch. - jęknął Zabini.
Nie spodziewanie stanął przed nami Rudy wraz z Potterem i Szlamą.
-Przyda ci się. Może urosnął ci cycki i będzie można nareszcie odróżnić twoją płeć. - zakpił.
-Ty to musiałbyś chyba jeść przez 24 godziny, 7 dni w tygodniu przez 365 dni, żeby powstał w twojej głowie zarodek mózgu.
Weasley zaczerwienił się mocno i zacisnął ręce w pięści.
-Co, odkryłam twój sekret ? No nie żartuj ! Myślałam że wszyscy w szkole o tym wiedzą ! - udałam zdziwioną.
-Nowa, a już Ci pojechała Weasley ! Nie masz szczęścia do dziewczyn. - krzyknął ktoś. Uczniowie przysłuchujący się kłótni ryknęli na te słowa śmiechem.
-Policzymy się jeszcze. - syknął w naszą stronę.
-Najpierw naucz się liczyć cyfry, bo z tym masz ogromne problemy, a potem będziemy mogli się policzyć. Może nawet zsumować. - mrugnęłam do niego. Święta Trójca obróciła się i odeszła. Ślizgoni zaczęli bić brawo.
-No ! I to jest prawdziwa ślizgonka. - uśmiechnął się Blaise. - A teraz jeśli pozwolisz o pani, to pójdziemy na lunch.
-Dobrze Ci poszło. Można rzec, że jesteś już po chrzcie na prawdziwego ślizgona.- powiedział Malfoy z uznaniem.
-Venatrix. - powiedziałam podając mu rękę.
-Draco. Będę Cię nazywał Vena, bo za długie masz imię. - oznajmił, podając mi rękę.
-Czyżby Król Platynowej Grzywki mianował mnie na swoją koleżankę. - powiedziałam, z nutą sarkazmu.
-Rozumuj to jak chcesz. Ale...tak. - powiedział z wrednym uśmieszkiem.
-Jestem zaszczycona. - zakpiłam i zabrałam się za jedzenie.

Ostatnią lekcją w tym dniu były eliksiry...z gryfonami.
-Do sali. - warknął Snape.
Gdy wszyscy przygotowali się do lekcji, a nauczyciel odjął 5 punktów gryfonom za ociąganie się, usiadłam wyprostowana na krześle i czekałam.
-Pracujemy ze sobą od czterech lat, tak więc czas na małe przypomnienie wiadomości. - powiedział, uśmiechając się krzywo do Pottera.
-Potter ! Skąd bierze się Bezoar i co to jest ? - spytał.
Ręka Granger od razu poleciała do góry. Profesor jak zwykle nie zwracał na nią uwagi. Otaskował spojrzeniem całą salę i zatrzymał się na mojej wyciągniętej ku górze ręce.
-Panna Ignotus. - przyzwolił.
-Bezoar, jest to kamień tworzący się w żołądku kozy i jest antidotum na wszelkie trucizny.- odpowiedziałam bez zająknięcia.
-Dobrze. 10 punktów dla Domu Węża. -oznajmił.
- Co to jest piołun ? - spytał Pottera.
-Eee... jakiś krzaczek ? - odpowiedział.
-Nie. -10 punktów dla Gryffindoru.
Na koniec lekcji Slytherin dzięki Draconowi i mi zdobył 50 punktów, a Gryffindor stracił 80 punktów.

2 komentarze:

  1. Extra malfoj jest taki jaki powinien być a ognista tez super postacią . Proszę o więcej seva. Pomysł z elfem ciekawy ( samara xD) czekam na rozwinięcie jakiegoś wątku miłosnego

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozwinie się ale za kilka rozdziałów ;)

    OdpowiedzUsuń