sobota, 14 marca 2015

Rozdział 7

Skręciłam za róg. Stanęłam gwałtownie i otworzyłam szeroko oczy. Szybko zreflektowałam się i podeszłam do całującej się pary.
- Hej! - odskoczyli od siebie i spojrzeli na mnie. -Nie chce przeszkadzać w tej cudownej chwili, ale zapewne nie długo zaczną wychodzić uczniowie z klas i zastaną dość rzadko spotykany obraz, jeśli chodzi o wasze domy, więc radzę wejść do jakiejś klasy albo pójść do Pokoju Życzeń. - powiedziałam, powstrzymując śmiech.
- Już idziemy Vena. No problem. - zaśmiał się Zabini Blaise, po czym przebiegł wraz z Ginny Weasley dziedziniec i zniknął z nią za rogiem.
- Co jeszcze mnie dzisiaj zdziwi? - mruknęłam, kręcąc głową. Owszem widziałam ich czasami jak rozmawiali, ale żeby tak szybko byli razem? Jednak uśmiechnęłam się, szczęśliwa że wreszcie z kimś się związał. Większość dziewczyn w Slytherinie biła się oto aby być z nim, ale on  zbywał je machnięciem ręki. W pewien sposób podziwiałam go za to, że nie wybrał pierwszej, lepszej z brzegu, ale poczekał na "tę jedyną". Ciągle zadaje sobie pytanie czemu Draco żadnej sobie nie znalazł. Od pewnego czasu w ogóle nie ogląda się za dziewczynami, co jest nie w jego stylu. Jestem w Hogwarcie już czwarty rok i też nikogo nie mam. Draco nie jest w moim typie-wolę brunetów. Westchnęłam. Przystanęłam i rozejrzałam się. Byłam na Błoniach.
- O wilku mowa. - szepnęłam, zauważając pośród śniegu platynową czuprynę. Powoli zaczęłam przedzierać się przez zaspę w stronę blondyna. Gdy w końcu do niego dotarłam, usiadłam i spojrzałam na Zakazany Las.
- Hm...? - odezwał się Draco po dłuższej chwili milczenia.
- Co tutaj robisz? - zapytałam.
Spojrzał na mnie.
- Siedzę. - odparł.
Usiadłam bokiem do chłopaka.
-Draco, widzę że coś się z tobą dzieje. I to nie od godziny, lecz od kilku tygodni. - zaczęłam. Miałam nadzieję, że coś z niego wyciągnę.
-To chyba źle widzisz, bo nic się nie dzieje. - warknął, odwracając głowę w stronę zamku.
Westchnęłam, po czym wstałam. Otrzepałam ubrania ze śniegu i machnęłam różdżką. Z moich nóg zniknęły zimowe botki, a pojawiły się posrebrzane i trochę już rozjechane łyżwy. Spojrzałam na Malfoya, ale on nie sprawiał wrażenia jakby był zadowolony z mojego pomysłu. Machnęłam różdżką aby upewnić się co do wytrzymałości lodu, po czym weszłam na jego gładką powierzchnie. Poświęciłam kilka minut aby przyzwyczaić się do łyżew, a następnie zaczęłam jeździć. Byłam na środku Jeziora, więc obróciłam się w stronę brzegu aby pomachać ślizgonowi, jednak ten gdzieś zniknął. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do przerwanej wcześniej czynności. Nagle poczułam silne ręce na mojej talii, a w następnej zostałam podniesiona do góry. Po kilku przejechanych metrach, ręce powoli opuściły mnie na ziemię.
-Draco! - zaśmiałam się, odwracając się. Zamarłam. Przede mną stał wysoki brunet, który akurat w tej sekundzie uśmiechnął się. Otworzyłam szerzej oczy. Miał przepiękne, niebieskie oczy i nie można mu było zarzucić, że nie jest przystojny.
-Bardzo dobrze jeździsz. - stwierdził.
Otrząsnęłam się. Odetchnęłam i odjechałam do brzegu. Gdy wyszłam na śnieg, założyłam botki. Obróciłam się. Chłopak dalej stał w tym samym miejscu co poprzednio. Podniósł rękę, zachęcając mnie abym wróciła, ja jednak obróciłam się i szybko pobiegłam do Pokoju Wspólnego ślizgonów.

Rzuciłam się na łóżku i spojrzałam na srebrne wzory zdobiące sufit. Nagle zerwałam się i szybko podeszłam do półki z książkami. Po kilku minutach znalazłam to czego szukałam. Wzięłam opasły tom i usiadłam z powrotem na łóżku. Otworzyłam księgę i zaczęłam ją czytać. Po raz trzeci.
- Gdzie to może być? Musiało mi to umknąć kiedy czytałam ją ostatnim razem. -mruczałam do siebie, wertując "Dzieje Hogwartu". Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi.
-Vena, czy ty po raz kolejny czytasz tę książkę? Zamieniasz się w Granger. - westchnął Draco, zabierając mi ją z ręki.
-Ej! Oddaj mi ją! - krzyknęłam, doskakując do niego. Próbowałam mu ją wyrwać, ale bezskutecznie.
-Daj mi chociaż zaznaczyć gdzie skończyłam. -powiedziałam, przewracając oczyma. Spojrzał na mnie nie ufnie, po czym oddał mi książkę. Zgodnie z obietnicą, zaznaczyłam fragment i odłożyłam ją na szafkę nocną. Obróciłam się do Malfoya.
-Przyszedłeś do mojego pokoju, przerwałeś mi czytanie i zabrałeś książkę. Lepiej znajdź dobre wytłumaczenie czemu to zrobiłeś. -zagroziłam. Przestał oglądać obraz wiszący na ścianie i obrócił się w moją stronę.
-Chciałem porozmawiać. -oznajmił. Kiwnęłam głową i rzuciłam Muffliato, aby nikt niechciany nie usłyszał naszej rozmowy. Usiedliśmy na łóżku.
-To o co chodzi? -zapytałam.
-Ostatnio...jakoś dziwnie się czuję. -zaczął.
-Czyżby katarek? -zadrwiłam.
-To nie jest śmieszne! -ofuknął mnie. Zrobiłam poważną minę. Popatrzył na mnie.
-Ostatnio dziwnie się czuję. Przechodzę korytarzem, siedzę w klasie i czuję się nieswojo. Tak jakby mnie ktoś obserwował. Wiesz jakie to wkurzające? Oglądam się, ale nigdy nie zauważyłem kto to robi. -powiedział sfrustrowany.
-Pewnie jakaś dziewczyna. -przewróciłam oczami. -Nie dziwię się, jeśli leci na ciebie połowa szkoły.
-Nie, to nie to. -odpowiedział, zamyślony. -A czy ty lecisz na mnie? - spytał się, wyszczerzając zęby.
-Chciałbyś. -prychnęłam. Napotykając jego wzrok dopowiedziałam. - Nie, nie podobasz mi się. Wolę brunetów.
-Uuuu... Zabini! -krzyknął.
-Zamknij się! -krzyknęłam wściekła. -On ma dziewczynę. -dodałam.
-A co? Przeszkadza ci to? -spytał wrednie.
-Zabini mi się nie podoba. Koniec, kropka. -ucięłam.
Siedzieliśmy w milczeniu.
-A tobie by to przeszkadzało? -zapytałam go.
Otrząsnął się.
-Co? -zapytał nieprzytomnie.
-To, że osoba którą kochasz ma chłopaka. -odpowiedziałam.
Zadumał się.
-Myślę, że bardzo by mi to przeszkadzało. Chciałbym ją zdobyć ale nie odebrałbym jej komuś. Jeśli byłaby z nim szczęśliwa to nie chciałbym zepsuć tego szczęścia. -odpowiedział po chwili, całkiem poważnie. Zrobiłam wielkie oczy.
-No co? - zapytał urażony.
-Nic. Tylko nie spodziewałam się czegoś takiego po tobie. -przyznałam się. Pominął to nic nie mówiąc.
-Wracając do tematu głównego...mam ci pomóc? -zapytałam.
-A mogłabyś? Bardzo byś mi pomogła. -przyznał Draco.
-Chętnie dowiem się kim jest twój tajemniczy wielbiciel. -mrugnęłam do niego.

Zbiegłam szybko po schodach i przybiegłam pod drzwi. Zdyszana przystanęłam aby uspokoić oddech. Odetchnęłam i weszłam do sali.
-Panni Igneus, za pani 10-minutowe spóźnienie Slytherin traci 5 punktów. Proszę szybko usiąść na swoje miejsce. -powiedział profesor Snape. Szybko podeszłam do Malfoya i usiadłam obok.
-Co dzisiaj robimy? -szepnęłam do niego.
-Spóźniła się pani i jeszcze pani rozmawia? 2 punkty od Slytherinu. -warknął nauczyciel znad biurka.
-Wywar  Tojadowy. -szepnął Draco i poszedł po składniki. Szybko zrobiłam to samo, żeby nie być ostatnia. Położyłam wszystko na stole i zabrałam się do roboty.
Włączyłam palnik pod kociołkiem i wlałam do niego wody. Podgrzałam ją do temperatury 50 stopni, a następnie wrzuciłam 2 szklanki żabiego skrzeku i doprowadziłam miksturę do 50 stopni. Spod kurtyny włosów, mieszając wywar w stronę odwrotną do ruchu wskazówek zegara, oglądałam każdego z osobna, szukając tajemniczej wielbicielki Malfoya. Po trzech minutach dodałam 2 suszone figi, które pokroiłam w kostkę 0,5cm na 0,5cm oraz jedną dżdżownicę, wszystko podgrzałam do temperatury 66 stopni. Poczekałam chwilę, aż eliksir się ostudzi i przybierze zgniłą, zieloną barwę, a następnie dodałam 18 listków z kwiatu Akonitu i zagotowałam do temperatury 118 stopni.
Gdy eliksir był gotowy, przelałam go do fiolki, którą wcześniej podpisałam swoim imieniem i nazwiskiem. Zauważyłam, że Draco już kończy, tak więc poczekałam na niego i razem oddaliśmy wywary. Spoglądając na resztę klasy zauważyłam, że większość ma zły kolor eliksiru. Hermiona Granger oddała pracę chwilę po nas. Potter miał purpurową barwę roztworu, a Weasley niebieską. Zirytowałam się. Eliksiry są przedmiotem miłym i przyjemnym, wystarczą tylko chęci aby nauczyć się wszystkich formułek. No i trzeba uważać przy tworzeniu wywarów. Nie stosował się do tego Wybraniec, którego kociołek zaczął bulgotać, przez mieszanie za długo wywaru, a na dodatek zapomniał dodać dwóch listków Akonitu. Jak na każdej lekcji, jakby to było tradycją Snape podszedł powoli do dwóch gryfonów i machnięciem różdżki spowodował zniknięcie ich eliksirów.
-Czemu pan to zrobił? - zapytał wściekły Weasley.
-Po co mieć dodatkową pracę, jak i dostaniecie oboje po ocenie Okropnej? -zapytał retorycznie, po czym odwrócił się i odszedł do biurka powiewając szatami.

-Wkurzony był dzisiaj. -powiedziałam Malfoyowi, gdy wyszliśmy z sali.
-Tak, ale ja się przyzwyczaiłem do jego humorków. -odparł.
 -Ja też, ale gryfoni najwyraźniej jeszcze nie. Po tych sześciu latach nauki tutaj. -prychnęłam, po czym skierowałam się na Historię Magii.
Jak zwykle cała klasa drzemała na lekcji. Przez pierwszą połowę lekcji robiłam notatki o olbrzymach, ale na drugiej, podpierając głowę na ręce, zasnęłam.
Śniło mi się to co zwykle - śmierć i ogień. Jak zawsze nie umiałam uratować wrzeszczących ludzi, tylko patrzyłam jak trawi ich ogień. Krzyczałam, ale to nic nie dawało.

Z wrzaskiem obudziłam się i stanęłam na nogi. Zamrugałam i rozejrzałam się po klasie. Wszyscy, bez wyjątku, patrzyli się na mnie szeroko otwierając oczy. Spojrzałam na profesora Binnsa.
- Wszystko w porządku panno Igneus? - zapytał, swym świszczącym głosem. Powoli zaczęła ogarniać mnie panika. Czułam, że dłużej tutaj nie wytrzymam. Nadal słyszałam krzyki.
- Panno Ign... -zaczął duch jeszcze raz, ale reszty nie usłyszałam, bo przerażona wybiegłam z sali. Biegłam. Po prostu biegłam przed siebie. Zdyszana usiadłam pod najbliższym drzewem. Wokół panowała cisza, jeśli nie licząc liści poruszających się przez wiatr. Zaczęło się ściemniać, a ja nadal siedziałam w tym samym miejscu, kurczowo trzymając się źdźbeł trawy. Gdy słońce schowało się za widnokręgiem, sztywno stanęłam na nogi. Wyostrzonymi zmysłami wyczułam czyjąś obecność. Rozejrzałam się, lecz przez gęstwinę Zakazanego Lasu nic nie widziałam.
- To jestem. - powiedział głos. Natychmiast spojrzałam w stronę jego źródła. Na gałęzi siedziała, machając nóżkami, Samara. Odetchnęłam z ulgą.
- Dawno cię nie widziałam. - oznajmiłam jej.
- Ty mnie nie. Ja ciebie tak. - napotykając mój pytający wzrok, dodała: - Wolałam zostać w ukryciu, dopóki nie zaczniesz w pewnym sensie dojrzewać.
- Mam 16 lat, prawie 17, więc jestem już dojrzała. -odpowiedziałam urażona.
- Pod względem fizycznym i psychicznym jesteś, ale jeśli chodzi o twoją moc, to zaczynasz dopiero stawiać pierwsze kroki. -powiedziała, strącając listek z najbliższej gałązki.
- Wytłumaczysz to po angielsku, a nie po trytońsku? - zirytowałam się.
- Pamiętasz jak męczyłam cię, gdy przyszłaś do Hogwartu? -zapytała.
- Ta... Nawijałaś mi wtedy o moim pochodzeniu. - mruknęłam znudzona.
- Otóż, dowiedziałam się od jednej mojej babki, że twoja moc, tak to można nazwać, jest silniejsza i inna od innych czarodziei, a nie kontrolowana da opłakane skutki. -skrzywiła się, na same ich wyobrażenie.
- Czyli moje zaklęcia będą dużo mocniejsze i skuteczniejsze od innych ? -zapytałam ożywiona. Samara spojrzała na mnie krzywo.
- Myślisz jak każdy człowiek, czyli o potędze i władzy na innymi ludźmi. -wściekła się.
- Przepraszam. Czyli będę miała silniejsze zaklęcia? -zapytałam podekscytowana.
- Nie. To tak nie działa. Raczej masz taki bonusik, który dostałaś od przodków. -zaczęła zdenerwowana.
- Jaki bonusik? -zapytałam poważnie.
- Myślę, że... dowiesz się tego w swoim czasie. Przypuszczam iż będzie to twój 17 dzień urodzenia. -powiedziała, przygryzając dolną wargę w zamyśleniu. Po chwili wstała. Błysnęło i zniknęła. Zdziwiona wróciłam do zamku.

Draco i Zabini wbiegli do mojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi i siadając z impetem na moim łóżku. Zrezygnowana zamknęłam "Dzieje Hogwartu" i usiadłam między nimi.
- No co? - zapytałam urażonym głosem. Draco wyjął z kieszeni mój zmniejszony plecak i powiększając go, rzucił na stolik.
- To! -warknął pokazując na rzuconą rzecz. Milczałam jak zaklęta.
- Dała mi to jedna ze ślizgonek, napomykając, że wrzeszcząc wybiegłaś z Historii Magii. -oznajmił zły.
- No i? Nawet jeśli to prawda, to nic wam do tego. -powiedziałam urażona.
- Mamy prawo wiedzieć, że dzieję się z tobą coś niedobrego. -przyznał Blaise.
- Właśnie. Jesteśmy twoim przyjaciółmi Vena, a przyjaciele, dla twojego dobra powinni wiedzieć takie rzeczy. - przytaknął Malfoy.
- A może ja nie chce abyście wiedzieli? - zapytałam zdenerwowana. Zabini spojrzał na mnie.
- Vena, przyznaj się, że sama w to nie wierzysz. - powiedział cicho.
- Nie, nie wierzę. -odpowiedziałam.
- To powiesz nam co się stało, czy mam pójść do Binnsa? -zapytał Draco, kierując się w stronę drzwi.
-Siadaj. -warknęłam. Gdy byli gotowi zaczęłam opowiadać. Pominęłam jednak to co się działo w Zakazanym Lesie.